Domcia
1.
Szła przed siebie, bezwiednie wiedziona przez nogi. Chwilę
wcześniej usłyszała, że nie ma już prawa przedstawiać się „mecenas Przybysz”.
Myśli wirowały w jej głowie, choć nie potrafiła odpowiedzieć na żadne z pytań.
Po prostu szła. Ulice, które tak często mijała, jadąc do pracy, wydawały jej
się obce i niedostępne, jakby znalazła się tutaj pierwszy raz. Wąskie uliczki,
metalowe balustrady na balkonach,
malowidła na ścianach – wszystko to, sprawiało, że nie wiedziała, gdzie
właściwie jest. Gdy stanęła pod kamienicą, zatrzymała się i spojrzała na
parking. W tym momencie zorientowała się, że przeszła całą drogę od sądu do
domu na pieszo, a jej samochód wciąż stoi pod kancelarią. Nie było to jednak
istotne w tym momencie, gdyż przecież następnego dnia nie musiała już jechać do
pracy. Weszła do mieszkania, zapaliła światło, a klucze powiesiła na wieszaku.
Nie zamknęła drzwi na zamek. Skierowała się do kuchni, wlała wodę do czajnika
elektrycznego, a do kubka wsypała 2 łyżeczki kawy. Wszystkie te czynności
robiła jakby automatycznie. Poczekała, aż zagotuje się woda, stojąc nieruchomo
oparta o blat stołu. Zrobiła sobie kawę. Przebrała się w dresy, chwyciła kubek
z kawą i usiadła na kanapie. Upiła łyk gorącego napoju, parząc sobie przy tym
wargi. Po chwili wstała i skierowała się w stronę wiszącego w przedpokoju
lustra. Spojrzała na swoje odbicie.
- Kim jesteś? – zapytała kobietę, którą ujrzała.
- Mecenas Przybysz. – odpowiedziało odbicie.
- Nie, już nie mecenas. – oczy kobiety zaszkliły się.
- Naprawdę tak myślisz?
- Straciłam przecież prawo wykonywania zawodu. – powiedziała
smutno Agata.
- Owszem, tak właśnie się stało i doskonale o tym wiem. Czy
jednak wierzysz w to, że nie ma już mecenas Przybysz? Wiele razy na twojej
drodze stawały przeszkody, wielokrotnie myślałaś, że to już koniec świata.
Straciłaś mamę w młodym wieku. Wtedy myślałaś, że już nigdy się nie pozbierasz.
- Tak było, ale to co innego.
- Cierpiałaś, ale w końcu zrozumiałaś, że twoje życie toczy
się dalej i musisz o nie walczyć, musisz walczyć o siebie.
- Tym razem jest inaczej.
- Nie przeczę. Jednak podniosłaś się i zawalczyłaś o siebie.
Postanowiłaś zostać prawnikiem i dokonałaś tego. Obiecałaś sobie, że do końca
życia będziesz walczyć o prawdę.
- Ale już nim nie jestem. Nigdy nie będę nikogo bronić.
- Tak, zostałaś wykreślona z listy adwokatów. Później cała
sprawa z Hubertem. Kolejny koniec świata. Znów byłaś na dnie. Ale i ponownie
udało ci się odbić od ziemi i zacząć od nowa. Koniec świata okazał się nowym
początkiem.
- Ta kancelaria, mój gabinet, Dorota … Marek – to było całe
moje życie.
- Straciłaś tytuł „mecenas”, ale to nie słowa świadczą o
tym, kim jesteśmy, lecz nasze czyny.
- Co masz na myśli?
- Dwa razy udało ci się powrócić do świata żywych. Dwa razy
wygrałaś. Za trzecim razem nie może być inaczej. Walcz o siebie. To wciąż ty,
mecenas Przybysz, która tak wiele razy uratowała niewinnego człowieka. To ty,
mecenas Przybysz.
- Mecenas… - powtórzyła Agata, kręcąc z niedowierzeniem
głową.
Usłyszała delikatne pukanie. W tym momencie zorientowała
się, że nie zamknęła drzwi na patent. Ktoś chwycił za klamkę i popchnął drzwi. Przestraszona kobieta cofnęła się o
kilka kroków do tyłu.
- Agata? – usłyszała łagodny głos.
- To ty. – odpowiedziała z ulgą w głosie. – Co ty tutaj
robisz?
- Pod kancelarią stoi twój samochód. Jednak ciebie nie było
w gabinecie.
-
Chyba nie mam już po co tam wracać. – jej głos załamał się.Ewa
Fajne, fajne, tylko strasznie rozśmieszyło mnie wyrażenie "bezwiednie wiedziona" : D Raczej "bezwiednie stawiając kroki" :)
OdpowiedzUsuńAle opo naprawdę dobre.
Wciągające, z niecierpliwością czekam na cedeka.
OdpowiedzUsuńTymczasem wysłałam 3 część. :D
Angie