Domcia
2.
Wiedziała, że ten mężczyzna który stoi naprzeciwko niej,
zostawił ją w najważniejszym momencie, nie chciał jej dalej bronić. To po
części z jego winy wyrok był skazujący. Jednak nie powiedziała tego.
- Przyszedłem, żeby… - powiedział Marek, zbliżając się do
niej.
- Wejdź do środka. Właśnie robiłam zrobiłam sobie kawę.
Chcesz także? – odpowiedziała Agata swobodnie, udając spokój.
Dębski był zaskoczony taką reakcją. Myślał, że będzie na
niego wściekła i nie da dojść do słowa, wyrzuci go z mieszkania. Ona jednak
zaprosiła go do środka i zachowywała się tak, jakby nic się nie stało. Czuł,
mimo wszystko, że silna kobieta, która przed nim stała, to maska. Agata była
załamana i on to wiedział, a była to również jego wina. A może najbardziej jego
wina? Stał przez chwilę w korytarzu, po czym zdjął płaszcz, przekręcił drzwi i
poszedł do kuchni.
Agata siedziała skulona na podłodze, z twarzą schowaną w
dłoniach. Podszedł do niej i usiadł obok. Wahał się przez chwilę, po czym objął
ją ramieniem. Nie protestowała, a jedynie wtuliła się w niego. Trwali tak przez
kilka minut, a gdy uniosła głowę, po jej policzku płynęły łzy. Wciąż wtulona w
jego silne ramiona, otarła jedną dłonią łzy i powiedziała:
- Wiem dlaczego przyszedłeś. Chciałeś przeprosić, że
poszedłeś do Marii. – on jedynie kiwnął głową. – Nie musisz przepraszać, bo nie
jest to twoja wina.
- Ale… - chciał zaprotestować, ale Agata zaprzeczyła ruchem
głowy.
- Daj mi dokończyć. To ja zawaliłam i nie mogę zrzucać winy
na innych. Byłam na ciebie wściekła, ale teraz już wiem, że jedyną osobą którą
mogę obwiniać, jestem ja. Tylko siebie mogę winić i tylko ja mogę to wszystko
naprawić. Ja, mecenas Przybysz. – zrobił zdziwioną minę, a ona wstała z
podłogi.
- Co chcesz zrobić? – zapytał ze zdziwieniem.
- Tego jeszcze nie wiem, ale coś na pewno. Nie mogę użalać
się nad sobą, muszę walczyć. Nie pozwolę, by Bitner i reszta tego bandyckiego
świata, wygrali. Kiedyś obiecałam sobie do końca życia walczyć o prawdę.
Poszła do pokoju, usiadła na kanapie, a zszokowany jej słowami
Dębski po jakimś czasie do niej dołączył. Bardzo zdziwiły go słowa Agaty,
wiedział, że potrafi walczyć, ale nie chciał zbytnio wierzyć w tą siłę.
- Agata… - zaczął niepewnie. – Cokolwiek postanowisz, wiedz,
że ja już nigdy nie zachowam się w ten sposób i cię nie opuszczę.
- Dziękuję ci, ale tym razem będę walczyła sama. Już nigdy
więcej nie wplączę ani ciebie, ani Doroty w swoje sprawy.
- To nie tak. – stanowczo odpowiedział Marek.
- Przeze mnie macie non stop kłopoty, więc coś musi się
zmienić, nie możecie wciąż obrywać za moje błędy.
Marek siedział, nic nie mówiąc, choć w myślach wciąż
powtarzał, że jej nie opuści i chce być obok. Paraliżowany tym uczucie, milczał
jednak, mimowolnie zgadzając się z jej słowami. Agata w tym momencie
jednocześnie zaprzeczała sama sobie, że nie chce by był obok.
- Agata. – spojrzał jej prosto w oczy. – Wiele razy
nawaliłem w życiu, ale mogę ci w tym momencie obiecać…
- Nie, Marek. Nic mi nie obiecuj. Nie chcę cię w to
wplątywać.
- Dobrze więc, ale musisz wiedzieć, że przychodząc tutaj
postanowiłem sobie, że pewnej sprawy nie zawalę.
- Nie rozumiem. O co chodzi? – zapytała niepewnie Agata.
- Pewnego dnia odpowiem
ci na to pytanie. – spojrzał na nią z uśmiechem, w którym była mieszanka
szczęścia, smutku i zagadki. Wstał z kanapy i dodał. – W razie czego wiesz,
gdzie mieszkam, a mój telefon jest dla ciebie czynny dwadzieścia cztery godziny
na dobę, siedem dni w tygodniu. – uśmiechnął się raz jeszcze i wyszedł z
mieszkania.
***
Podeszła do okna.
Spojrzała w dół na parking. Dębski stał już przy samochodzie, z rękoma opartymi
o dach auta. Wyglądał na zdenerwowanego. Po chwili odszedł kawałek, obrócił się
na pięcie i kopnął w koło auta. Zawył alarm. Agata, która przyglądała sie tej
sytuacji, nie była wcale zdziwiona. Wyczuła, że był podenerwowany, gdy siedział
na kanapie obok niej.
Doskonale o tym wiem,
że on obwinia siebie. Chciał dobrze, chciał pomóc, ale zawalił. A że należy do
osób, które nie akceptują porażek i po trupach dążą do celu, będzie jeszcze
długo myślał, że to jego wina.
Chwyciła leżący na stoliku telefon, wyszukała „Dębski” w
liście kontaktów. Położyła palec na zielonej słuchawce, ale nie zadzwoniła, w
ostatnim momencie wycofała się. Otworzyła okno nowej wiadomości i napisała.
To nie Twoja wina. A.
Nie czekając na głos rozsądku, pospiesznie wysłała
wiadomość. Spojrzała ponownie na parking. Dębski wyjął telefon z kieszeni i odczytał
wiadomość. Jego twarz oświetlona przez światło telefonu, skierowała się
momentalnie w górę, na okno mieszkania Agaty. Zobaczył jej sylwetkę. Przez
chwilę wahał się, chciał wrócić do jej mieszkania, by powiedzieć to, z czym tak
naprawdę przyszedł. Zrobił jeden krok do przodu, jednak zatrzymał się. Machnął
kobiecie ręka, otworzył samochód i wszedł do środka. Jeszcze raz przeczytał
wiadomość i napisał:
To nie koniec, to
dopiero początek. M.
Włączył
auto i odjechał spod kamienicy, starając sie nie myśleć o tym, jak bardzo
chciałby teraz razem z nią być.Ewa
PS(od Domci). Moja wena wróciła na chwilkę, więc prawdopodobnie wieczorkiem będzie nowa częśc trzynastego ;))
Fajne opowiadanie :) Wciąga.czekam na cedeka:)
OdpowiedzUsuń