Domcia
Obudził go głośny szum ulicy. Nie
był przyzwyczajony do tak natarczywego dźwięku o tak wczesnej porze. Zanim
otworzył oczy leżał przez chwilę bez ruchu odtwarzając w myślach wydarzenia ubiegłej
nocy. W jego głowie przewijały się tak niewyobrażalne obrazy, że wciąż nie był
pewny czy wszystko co pamiętał stało się naprawdę. Ciągle pogrążony w ciemności
swoich powiek poczuł, że jego ręka obejmuje jej ciało. Bojąc się, że ją obudzi
ostatkiem sił zwalczył pokusę, aby znów nie zacząć błądzić po jej skórze. Słyszał
jej płytki i równy oddech, który brzmiał jak najsłodsza melodia świata. Ostrożnie
otworzył oczy i ujrzał plątaninę brązowych włosów. W nozdrza uderzył go
odurzający zapach, którym potrafił napawać się bez końca. Zamknął oczy i
oddychał głęboko. Wszystkimi zmysłami czuł jej kruchy aksamit przylegający do
jego ciała. Przepełniony uczuciem szczęścia zaczął ponownie odpływać... Zanim
wskazówka jego zegarka przesunęła się o kolejny milimetr, mecenas Dębski znów pogrążył
w głębokim śnie.
****
Zbliżał się mrok. Ostatnie
promienie wiosennego słońca zniżały się, prześwitując jeszcze gdzieniegdzie
przez wysokie dachy kamienic. Po raz pierwszy od paru dni nie padało. Ulice
jednak wciąż pokryte były cienką warstwą mokrego kurzu. Niemal niewidoczny. Przez
nikogo niezauważony. A jednak tam był. Od czasu do czasu ktoś przez nieuwagę
wpadał w kałużę, powodując, że jej niezmącona powierzchnia zaczynała falować.
Chwila wzburzenia i znów była taka jak dawniej. Spokojna. Gładka. Bezbronnie
czekająca na nadejście kolejnego deptającego intruza. Z każdą minutą latarnie
świeciły coraz mocniej, rzucając bladożółte światło na pogrążające się w cieniu
ulice. Ktoś przyjechał. Ktoś odjechał. Gdzieś słychać było krzyk. Ktoś zamykał
drzwi. Ktoś znowu wpadł w kałużę. Ktoś inny bieg w pośpiechu. Przed siebie. Bez
celu.
Patrzyła tępo w przestrzeń czując
na policzku chłód szyby. Jej skostniałe stopy bez ruchu tkwiły na kamiennym
parapecie. Zawsze czuła się tu bezpieczna. Ale nie dzisiaj. Nie teraz.
Po raz setny w jej myślach przewijał
się jego głos. Powinien być przecież wściekły. Nie był. Nie wiedziała co
bardziej ją przerażało. Jego dziwny spokój czy jej paraliżujący strach. Choć
minęła prawie doba, ze ścian wciąż ulatniał się tajemniczy zapach. Ich zapach...
Zamknęła oczy i jeszcze raz powtórzyła w myślach wydarzenia dzisiejszego poranka.
****
Było jej przeraźliwie gorąco. I zdecydowanie
za ciasno. Powracająca świadomość przytłoczyła ją zanim zdążyła sobie
przypomnieć jaki jest dzień tygodnia. Przed oczami zobaczyła wielkie obejmujące
ją ramię, które odcinało jej niemal cały dopływ tlenu. Delikatnie wyślizgnęła
się spod jego ręki i odsunęła na drugi koniec łóżka. Patrzyła na niego w
milczeniu próbując zapanować nad chaosem, który niczym tornado zaczynał przedzierać
się do jej umysłu, miażdżąc wszystko co napotkał na swojej drodze. Rozpaczliwie
szukając jakiegoś potwierdzenia podniosła brzeg kołdry i spojrzała na jego
potężne ciało. Nagie ciało.
- Jezus Maria... - szepnęła cicho
Niszczycielska wichura, wciąż
szalała w jej głowie, kiedy z gracją nimfy wysunęła się z pościeli. Stanęła na
środku pokoju i podniosła z ziemi swoją koszulkę. Zarzuciła ją w pośpiechu i
stanęła pod ścianą cudem nie rozdeptując pustej szklanki, którą wczoraj tam zostawiła.
Patrzyła na swoją bieliznę rozrzuconą w nieładzie wokół łóżka, zmieszaną z
błękitem jego koszuli. Spomiędzy bieli koronki gdzieniegdzie wystawał granat jej
jeansów. Na stole leżały dwa telefony, a obok nich nietknięty kryształ z
bursztynowym płynem. Czując atak narastającej paniki zdołała pokonać ogarniający
jej kończyny paraliż i chwytając w przelocie świeże ubranie pobiegła na palcach
do łazienki.
Zamknęła się od środka, weszła
pod prysznic i puściła strumień gorącej wody. "Uspokój się Agata, uspokój się... " - powtarzała bez
końca. "Dlaczego do tego
dopuściłam?" - spytała czując jak woda wdziera się do jej oczu. Podświadomość
wyciągała z jej pamięci kolejne obrazy, które dobitnie uzmysławiały jej, że
decyzję podjęła przecież w pełni świadomie. Odpowiadając wczoraj na jego
pytanie dokładnie wiedziała jak zakończy się ich rozmowa. Mimo wrzątku
spływającego po jej skórze, czuła jak potężny dreszcz przechodzi po całym jej
ciele. "Dlaczego czuję strach?"
- pomyślała. Walcząc z siejącym spustoszenie w jej głowie żywiołem starała się
uspokoić swój oddech. "Myśl logicznie
Agata... myśl logicznie..." -
podpowiadał jej głos. Jej skóra stawała się coraz bardziej czerwona. Gorąca
para unosiła się w powietrze, osiadając na wielkim lustrze. Wyszła spod
prysznica, owinęła się ręcznikiem i mokrą dłonią przetarła zaparowaną taflę.
Jej oczom ukazała się trójkątna twarz z wyraźnie malującym się odcieniem
przerażenia. Oparła ręce na umywalce i przyglądnęła się swojemu odbiciu. Nie
zauważyła kiedy ta druga Agata
odezwała się z tyłu jej głowy.
- Boisz się?
- Jak cholera.
- Dlaczego?
- Nie wiem.
- Nie chrzań Przybysz.
Dlaczego?
- Nie wiem czy
potrafię... Czy potrafię być z kimś. Czy potrafię być z nim.
- A chcesz tego?
- Nie wiem. Nie wiem
czy jestem na to gotowa.
- Masz 35 lat. Kiedy
zamierzasz być gotowa? Na emeryturze?
- Przestań. To nie
jest śmieszne.
- Ależ owszem.
- Pomożesz mi czy
będziesz tak ze mnie drwić?
- Ja Ci nie pomogę.
Nikt Ci nie pomoże. To Twoje życie. I Twój wybór.
Westchnęła. Odbicie znów zasnuło
się parą. Zza drzwi dobiegł ją odgłos tak dobrze znanych jej kroków. "Cholera. Wstał" - pomyślała.
Wiedząc, że nie zdążyła podjąć żadnej decyzji ubrała się, wzięła głęboki oddech
i otworzyła drzwi łazienki, aby zmierzyć się z rzeczywistością.
Kiedy weszła do pokoju siedział
na kanapie zapinając koszulę. W miejscu gdzie wczoraj rozmazała na niej swój
tusz, wciąż widniała czarna plama. Próbowała się uśmiechnąć. Tak bardzo nie
chciała go zranić... Nie potrafiła jednak poddać się temu uczuciu, które
zawładnęło nią wczoraj. Nie wiedziała dlaczego czuje strach. Wiedziała tylko,
że odebrał jej zdolność logicznego myślenia. Patrzyła na jego rozświetloną
twarz, na której stopniowo zaczynał pojawiać się cień niezrozumienia.
****
Znał ten wyraz twarzy. Nie wróżył
nic dobrego. Próbując przekonać sam siebie, że tylko mu się wydaje, podszedł do
niej i pocałował. Nie odepchnęła go. Nie zrobiła też nic innego. Pozwoliła się
pocałować. Beznamiętnie. Bez uczucia. To wszystko.
- Hej... co jest? - zapytał marszcząc brwi
- Musimy pogadać - powiedziała nie patrząc na niego
- Chyba mnie nie wyrzucisz, co? - próbował zażartować
Spojrzał na nią. Wiedział, że nie
udaje. Wiedział, że nie żartuje. Jak porażony odsunął się od niej.
- ... nie wierzę. - wydusił - Po
prostu nie wierzę. Jak Ty to sobie
wyobrażasz? Po tym wszystkim chcesz po prostu rozejść się tak bez słowa?
- Uspokój się i posłuchaj. Tu nie chodzi o Ciebie. - powiedziała
czując jak jej mózg wreszcie zaczyna poprawnie funkcjonować. - Tu chodzi tylko i wyłącznie o mnie.
****
Latarnie wciąż świeciły bladym
światłem. Zrobiło się cicho i ciemno. Czując, że dotarła do końca wspomnienia
otworzyła oczy i znów patrzyła bez celu w przestrzeń. Cały dzień biła się z
myślami. Od kiedy wyszedł nie potrafiła myśleć o niczym innym. Co chwilę
ukradkiem zerkała na drzwi jakby liczyła, że za chwilę znów się w nich pojawi. Po
tym co usłyszała rano wiedziała jednak, że tak się nie stanie.
"Jesteś dla mnie kimś... ważnym. Wyjątkowym." - słyszała
echo swojego głosu. "Ja po prostu
nie wiem czy jestem na to wszystko gotowa. Czy będę potrafiła... tak żyć".
Patrzyła w jego oczy, które jeszcze kilka godzin wcześniej płonęły ogniem
pożądania. "Po prostu nie chciałabym
Cię zranić tylko dlatego, że sama nie wiem czego chcę" - tłumaczyła - "Marek...ja... ja może nie powinnam Cię
wczoraj o nic pytać... ani prowokować... ale nie mogłam inaczej. Przepraszam...".
Tak bardzo się bała jego reakcji.
Była pewna, że wybuchnie. Że tak jak zwykle zaczną się kłócić. Że za chwilę
usłyszy trzask zamykanych drzwi, którego nie będzie potrafiła sobie potem
wybaczyć. Musiała mu to wszystko powiedzieć. Była szczera do bólu, ale
wiedziała, że to jedyna droga, aby mogła sobie poradzić z wszechogarniającym ją
lękiem. Lękiem przed życiem z drugą osobą. Odsłoniwszy przed nim swoją duszę czekała
w milczeniu modląc się o zrozumienie.
"Żałujesz?" - jego głos wciąż odbijał się od pustych
ścian. Z pamięci przywołała jak po raz pierwszy odkąd wstała na jej twarzy
pojawił się wtedy uśmiech. Na wspomnienie ich wspólnej nocy poczuła na
policzkach wykwitający jaskrawy szkarłat. Spuściła lekko zawstydzony wzrok. "Nie, nie żałuję" - odparła.
Podszedł do niej, wziął ją za
rękę i usiedli razem na brzegu kanapy. Kiedy się odezwał jego głos był spokojny
i opanowany. Wiedział, że nie może się unieść dumą. Ani gniewem. Wiedział, że
podszedł tak blisko celu jak tylko potrafił. Ostatni krok musiała jednak
wykonać sama. Bez niego. Bez jakiejkolwiek pomocy. Bez żadnego nacisku. "Inaczej to wszystko się nie uda."
- pomyślał. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka, gdy głębokim i stanowczym
głosem mówił kolejne słowa.
"Ja myślę Agata, że Ty dokładnie wiesz czego chcesz. I myślę, że
po prostu potrzebujesz trochę czasu, aby zdecydować się to głośno powiedzieć.
Ale to mi nie przeszkadza. Wiesz dobrze co do Ciebie czuję... Zdaje sobie
doskonale sprawę, że nie mamy po 20 lat i każda decyzja, którą podejmiesz
będzie w pewien sposób wiążąca... nie wiem jedynie czy będę potrafił po tym
wszystkim TYLKO z Tobą pracować, mając przed oczami...no wiesz..." -
przerwał i popatrzył zadziornie na szkarłat jej policzków. "Tak czy inaczej nie chcę na Ciebie naciskać. Nie będę wywierał
żadnej presji. Jak będziesz gotowa porozmawiać to po prostu przyjdź" - zakończył.
Założył marynarkę i schował do
kieszeni telefon. Minutę później już go nie było.
"Chciałbym tylko żebyś wiedziała, że czuję się tak, jak nie czułem
się jeszcze nigdy w życiu" - usłyszała zanim zamknęły się za nim drzwi.
****
Z rozmywających się porannych obrazów
wyrwał ją dźwięk telefonu. Spojrzała z nadzieją na wyświetlacz. "Tata dzwoni". Rozczarowana
westchnęła i odebrała połączenie.
- Cześć córcia - usłyszała w słuchawce
- Cześć tato - powiedziała łamiącym się głosem
- Wszystko w porządku? Masz jakiś dziwny głos - dopytywał się
- Tak, tak - odparła trochę zbyt szybko czując jak łzy mimowolnie
cisną się jej do oczu
- Nie, tato. Właściwie to nic nie jest w porządku ...
Już dawno nie pamiętała kiedy tak
szczerze rozmawiała z własnym ojcem. Opowiedziała mu wszystko. O felernym
kliencie, o podrzuconym aneksie, o bezpodstawnych oskarżeniach, o przegranej
rozprawie, o tym, że czuje się winna i o tym jak nie potrafi wybaczyć sobie, że
wplątała w to wszystko Dorotę, Bartka ...i Marka. Wypowiadając jego imię
poczuła jak w gardle rośnie jej wielka gula.
- A z Panem Markiem to wszystko z porządku? - spytał, bezbłędnie
odczytując jej wahanie.
- Możemy o tym nie rozmawiać? - poprosiła czując narastające
drżenie ciała.
Przez krótką chwilę rozmawiali
jeszcze zupełnie o niczym, próbując odwieść jej myśli od trapiących ją
problemów. Z każdym zdaniem czuła jak bardzo ta rozmowa była jej potrzebna. Świadomość,
że kilkaset kilometrów dalej jest ktoś, kto bezgranicznie jej ufa i ją wspiera,
okazała się wręcz zbawienna. Kończąc obiecała mu, że postara się odwiedzić go w
weekend.
- W końcu będę teraz miała sporo wolnego czasu - żachnęła ze smutkiem
- Nic się nie przejmuj córcia. Zobaczysz wszystko się jeszcze jakoś
ułoży. Mówi Ci to stary i doświadczony życiem ojciec - przez telefon niemal
widziała jego poczciwy uśmiech. - A tak
poza tym to pamiętaj, że każdemu wolno okazywać emocje. Każdy z nas jest tylko
człowiekiem. Ty też. Nigdy nie bój się płakać. I nie bój się kochać.
Rozłączył się zanim zdążyła
zaprotestować. "Jak on to
robi?" - pomyślała. Nigdy nie byli ze sobą bardzo blisko, a on mimo to
on potrafił bezbłędnie rozszyfrować jej myśli.
****
Odkładając telefon spojrzała
ponownie za okno, gdzie w ciemnej przestrzeni rozległ się dźwięk
nadjeżdżającego tramwaju. W dodatku znów zbierało się na deszcz. Wieczorni
pasażerowie zdążyli w pośpiechu rozpierzchnąć się w ciemności nocy, gdy
pojedyncze krople zaczęły ciężko dzwonić o szybę. W nikłym świetle latarni
dostrzegła postawnego mężczyznę w długim beżowym płaszczu i torbą na ramieniu. Jej
oddech stał się coraz szybszy... Przypomniała sobie jak trzy dni wcześniej
siedząc w tym miejscu obserwowała tego samego nieznajomego przechodnia, który
spowodował drżenie jej dłoni i przyspieszone bicie serca. Pamiętała jak bardzo
wtedy chciała, aby to był on... Wszystko co stało się od tamtej pory było jak
jeden wielki sen. Piękny i nierealny sen. A jednak zdarzyło się to naprawdę. Wiedziała,
że nie może dłużej czekać. Że musi podjąć decyzję. Deszcz wzmagał się na sile.
Po szybie znów zaczęły tańczyć krople. Spojrzała na nieznajomego, który
czekając na odjazd starał się schronić przed mokrą ścianą wody. Nagle, odwrócił
głowę i spojrzał w jej kierunku. Choć nie mogła tego dostrzec, wydawało się jej
jakby przeszywał ją wzrokiem na wylot. W ułamku sekundy przez jej głowę
przemknęły miliony słów - "czuję się
tak, jak nie czułem się jeszcze nigdy w życiu... wierzysz mi?... wiesz co
do Ciebie czuję... żałujesz Agata?....
myślę, że wiesz czego chcesz... nie bój się... jesteś dla mnie kimś ważnym... kimś
wyjątkowym...nie bój się... nie bój się kochać córcia....".
Zanim tajemniczy mężczyzna zdążył
odjechać, zerwała się z okna i wybiegła w ciemną przestrzeń.
****
Stanęła przemoczona pod jego
drzwiami czując jak przeżywa potworne déjà
vu. Nie zastanawiając się długo nacisnęła dzwonek z nadzieją, że tym razem musi
się udać. Po chwili rozległy się ciche kroki i zobaczyła otwierające się drzwi.
Jej puls zaczął bić coraz szybciej i mocniej, gdy w progu stanęła jego postawna
sylwetka. W domowym dresie, poplamionym podkoszulku i starych kapciach wyglądał
trochę zabawnie. Starając się zachować powagę spojrzała w jego pytającą twarz i
nie czekając, aż narastające bicie serca odbierze jej mowę rzuciła:
- Skup się dobrze Dębski i posłuchaj uważnie, bo nie przypominam sobie,
żebym kiedykolwiek zrobiła to dwa razy, ale... miałeś rację. Miałeś rację, Marek.
Widząc, że chce coś powiedzieć
potrząsnęła głową.
- Poczekaj, nie skończyłam - rzekła - Nie oczekuj ode mnie, że będę Ci się publicznie rzucać w ramiona i
chodzić z Tobą za rękę po kancelarii. Nie mam zamiaru się do Ciebie wprowadzać,
ani snuć planów o odległej przyszłości. Lubię swoje życie takim jakie jest i
nie chcę go zmieniać... poza jednym elementem... - uśmiechnęła się
figlarnie - ... poza Tobą.
Zamiast odpowiedzi poczuła jak łapie
ją w talii i wciąga przez próg mieszkania. Kiedy rozległ się dźwięk zamykanych
drzwi, jego usta błądziły już po jej długiej szyi. Ostatnie co zapamiętała to
brązowo - kryształowy bezkres jego oczu.
********************************************
Epilog
Obudził ją delikatny zapach kawy.
Powoli otworzyła oczy i spojrzała przed siebie. Dębski siedział w fotelu w rogu
sypialni i patrzył z zachwytem na jej ciało, po którym błądziły promienie
porannego słońca. Jego twarz wyglądała jakby trwał niemal w anielskim
uniesieniu.
Zamknęła jeszcze na chwilę
zaspane oczy. Po raz pierwszy od wielu tygodni poczuła absolutny spokój. Jak
gdyby wszystkie poszarpane fragmenty jej życia wreszcie znalazły się na swoim
miejscu. Pomyślała, że to niezwykle przyjemne uczucie budząc się patrzeć na
kogoś, kogo się... kocha. Nie wierząc, że odważyła się to wreszcie przyznać
otworzyła oczy i uśmiechnęła się do niego.
- Dzień dobry Pani Mecenas - powiedział miękkim głosem
W milczeniu podniosła swoje nagie
ciało i zasłaniając je kołdrą podniosła się do pionu. Machnęła ręką, aby
podszedł. Gdy usiadł koło niej, bez słowa wzięła jego kubek z kawą.
- Dzień staje się dobry dopiero po pierwszej kawie Panie Mecenasie
- odparła z przekorą
- Wiesz co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? - zapytał po
chwili z wyraźnym rozbawieniem.
Pokręciła przecząco głową, czując
jak rozczochrane włosy wpadają jej do oczu.
- Że jesteś teraz u mnie - powiedział odgarniając jej z czoła
niesforny kosmyk
Podniosła pytająco brwi starając się zrozumieć sens jego słów.
- To znaczy, że nie możesz kazać mi wyjść - odparł z wyraźną
satysfakcją
Uśmiechnęła się i odłożyła pusty
kubek na nocną szafkę. Wiedziała co powinna zrobić. Zagrzaną dłonią objęła jego
kark i czując narastające drżenie jego ciała przyciągnęła go ku sobie. Patrząc
w jego oczy poczuła się szczęśliwa. Tak po prostu.
- Wcale nie miałam takiego zamiaru - szepnęła.
****
Całość opowiadania dedykuję K.
w podziękowaniu za piątek 7 czerwca 2013r.
kiedy pomogła mi wrócić do życia.
_______________________________________________________________
Nota od autorki
Dziś mija dokładnie 24 dni od momentu, kiedy pewnego niedzielnego
poranka obudziłam się z niejasnym przekonaniem, że powinnam coś napisać.
Kilkugodzinne przelewanie swoich emocji na elektroniczny papier przyniosło
zaskakujący efekt w postaci zgrabnych dwóch stron opisu wewnętrznych rozterek
pewnej nieprzeciętej i ukochanej przez nas adwokat Przybysz. Dziś zamykając
epilogiem 35 stron tej cudownej przygody czuję się trochę... dziwnie. I choć
może treść tej noty zabrzmi dla niektórych zbyt śmiało, patetycznie lub po
prostu śmiesznie to czuję się zobowiązana powiedzieć na zakończenie parę słów.
Przez wszystkie 7 części mojego opowiadania starałam się skupić głównie
na emocjach i wewnętrznych odczuciach bohaterów serialu "Prawo
Agaty". Bazując na niektórych wydarzeniach z serialu, kreowałam wymarzoną
przeze mnie rzeczywistość, zachowując przy tym całkowitą realność tworzonych
sytuacji i dialogów pomiędzy Markiem i Agatą.
Na chwilę obecną nie przewiduję kontynuacji swojej "małej
twórczości". Nie chciałabym na siłę wymyślać nierealnych sytuacji, nowych
bohaterów i historii - zakończone opowiadanie jest bowiem dla mnie
jedyną 'poprawną' wizją relacji Agaty i Marka. Nie twierdzę, że nierealne
sytuację są złe i nie należy o nich pisać - wręcz przeciwnie. Po prostu ja nie potrafię
i nie chcę tego robić wbrew sobie, dlatego proszę o uszanowanie mojej decyzji. Jeżeli
kiedyś zdecyduję się coś napisać (poruszona na przykład wydarzeniami nowego
sezonu? :) możecie być pewni, że opublikuję to na tym blogu. Jeżeli zdecyduje
się założyć własny blog - obiecuję, że dowiecie się o tym pierwsi. Na razie
jednak wyjeżdżam na zasłużone wakacje do miejsca, w którym panuje cisza i
absolutny spokój, a internet jest znany tylko nielicznym szczęśliwym.
W tym miejscu chciałabym BARDZO podziękować absolutnie wszystkim
Podpisanym i Anonimowym, za każdy jeden komentarz, za każde dobre słowo i
motywujące do działania cudowne wyrazy uznania. Za każdy uśmiech, który widniał
na Waszych twarzach podczas czytania kolejnych części i za każdą uronioną łzę wzruszenia,
o których pisałyście. Wysyłając I część opowiadania nie śmiałam nawet
przypuszczać, że usłyszę tyle ciepłych słów.
Tak więc jeszcze raz wszystkim bez wyjątku dziękuję! Bez Was na pewno
ta przygoda nie trwała by tak długo i tak intensywnie!
Niecierpliwie czekam teraz na Wasze opowiadania... i do zobaczenia
przed telewizorami we wrześniu! :)
Wasza na zawsze totalnie MarGatowa,
eM.
PS. Tak jak przypuszczałam rozdział był niesamowity *.* Aż mi się łezki w oczach kręciły <3 I jeszcze te słowa od Ciebie (brzmią jak pożegnanie) więc już prawie płaczę <3 Będę wyczekiwac dnia, w którym znowu pojawi się na Gmailu wiadomośc "dostałaś wiadomośc od eM." <3 I jeżeli oczywiście napiszesz kiedyś książkę to liczę, że dostanę egzemplarz z autografem <3 Jakbym tego nie napisała to po prostu by mnie coś od środka zżarło... Normalnie Cię Kocham i pozostaje mi tylko napisac, że będę tęsknic i czekac, aż najlepsza pisarka na blogu znowu się odezwie <3
Domcia
PS. Tak jak przypuszczałam rozdział był niesamowity *.* Aż mi się łezki w oczach kręciły <3 I jeszcze te słowa od Ciebie (brzmią jak pożegnanie) więc już prawie płaczę <3 Będę wyczekiwac dnia, w którym znowu pojawi się na Gmailu wiadomośc "dostałaś wiadomośc od eM." <3 I jeżeli oczywiście napiszesz kiedyś książkę to liczę, że dostanę egzemplarz z autografem <3 Jakbym tego nie napisała to po prostu by mnie coś od środka zżarło... Normalnie Cię Kocham i pozostaje mi tylko napisac, że będę tęsknic i czekac, aż najlepsza pisarka na blogu znowu się odezwie <3
Domcia
Jezu to było piękne po prostu kocham cię<3<3. nie wiem co napisać, naprawdę. Mam nadzieję, że kiedy już będziesz miała czas to znów zaczniesz pisać, bo jesteś w tym fenomenalna<3
OdpowiedzUsuńTwoja wierna fanka<3
Brak mi słow co tu dużo pisać <3 Może to wyda się śmieszne , ale dla takich chwil warto żyć , warto uśmiechnąć się do monitoru komputera w piękny lipcową noc i pomyśleć ta dziewczyna ma niesamowity talent , dar ..którym zechciała się z nami podzielić dziękuje ci bardzo eM ..mam nadzieje ,że niedługo znowu pod jakimś twoim opowiadaniem będę mogłam napisać komentarz !!
OdpowiedzUsuńPS Następnym razem kupujesz mi tone chusteczek :) Ryczałam jak bóbr <3 Niestety z anonima , ale co tam , jeszcze raz dziękuje !
Dominika .
O mój Boże <3 !
OdpowiedzUsuńJesteś niesamowita. To było coś pięknego, takiego nie do opisania. <3!
Dziękuję! :)
Czekam na coś nowego :*
jestes cudowna! i twoja opowiadanie rowniez! nie wiem co napisac bo kazde slowo wydaje sie zbyt blache by opisac twoje opo! jest poprostu genialne! wnioslas w nie tyle emocji ze nie sposob bylo nie uronic chociaz jednej lzy czytajac je :)
OdpowiedzUsuń*.* *.* *.*
OdpowiedzUsuńWięcej nie zdołam z siebie wykrztusić! <333
Jedynie co powiem jest to, że cię kocham za to opowiadanie i to, że natychmiast idzie to na mój dysk i idę "katować" go wiele, wiele razy.... *.*
Będzie dziś jakieś opowiadanie?? ;-)<3
OdpowiedzUsuńKiedy będzie jakieś opowiadanie???:-)
OdpowiedzUsuńNie wytrzymałam:
OdpowiedzUsuńrozpłakałam się.
Pisałam to pod każdą częścią Twojego opowiadania, więc i teraz to napiszę:
JESTEŚ BOSKA eM!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!