Domcia
Na wstępie chciałam powiedzieć kilka słów ;) No więc to... hmmm... opo jest cóż... złe, złe, złe, bardzo złe. Za namową Shadow postanowiłam coś napisać i to był błąd. Mój całkowity brak weny być może jeszcze niedawno zostałby wybaczony, ale teraz raczej na to nie liczę patrząc na posty tak cudownych autorek. Kolejny rozdział w stylu wolniej i jeszcze wolniej ;) Wrzucam, żeby nie leżał bezczynnie w wordzie. Biorąc pod uwagę moją wenę... cóż, następna część raczej szybko, jeżeli wogóle, się nie pojawi. Oczywiście proszę o komentarze, te pozytywne no i negatywne. Może one dadzą mi kopa i pomogą rozkręcić mój umysł ;) Krótko, bo krótko, jak mówiłam brak weny.
Dorota weszła do kancelarii. Ujrzała Bartka, siedzącego za biurkiem i przeglądającego jakieś akta. Na dźwięk zamykanych drzwi spojrzał na prawniczkę.
- Jest Marek?- spytała Gawron
-Wyszedł jakieś pół godziny temu. Mówił, że musi coś załatwić.
-Zamierza wrócić?
-Nie liczyłbym na to
Dorota westchnęła i zdjęła szpilki. Rzuciła płaszcz na fotel i usiadła na kanapie.
- Doszliście do czegoś podczas mojej nieobecności?
- Nie za bardzo… tak właściwie to nadal tkwimy w martwym punkcie… chcesz pizzę?- wskazał gestem na karton.
Kobieta zaprzeczyła ruchem głowy.
- Spotkałaś się z Marią?
-Nie było jej. Umówiłam się na jutro.
Bartek skinął głową i powrócił do przeglądania
papierów. Prawniczka jeszcze przez chwilę obserwowała go po czym wstała i
ruszyła do gabinetu. Spakowała do torby potrzebne akta i powróciła do
holu.
- Ty masz dokumenty z procesu Agaty? – spytała asystenta
-Powinny być w gabinecie Dębskiego, jeżeli nie, prawdopodobnie zabrał je ze sobą.
Dorota po przeszukaniu gabinetu wspólnika doszła do wniosku, że kolega rzeczywiście musiał zabrać je ze sobą.
-Dobra Bartek, nie ma co tu siedzieć. Marek już nie
przyjdzie a tym bardziej Agata. Nie wiem jak ty, ale wracam do domu.
Poczytam trochę, ale i tak głównym punktem zaczepienia będzie jutrzejsza
rozmowa z Marią.- skierowała się do drzwi. – Aaa, słuchaj… czy Dębski i
Agata się w miarę dogadali?
- No właśnie, tak jakby nie do końca... – twarz
Janowskiego lekko się skrzywiła.- można powiedzieć, że raczej ich
rozmowa nie prowadziła do ugody, sądząc po podniesionym głosie Agaty i
głośnym trzasku drzwi, kiedy wyszła w pośpiechu.
-Cholera, wiedziałam- powiedziała, bardziej do
siebie niż do Bartka, Gawron- No nic,- westchnęła- miejmy nadzieję, że
wykrzyczeli sobie wszystko i teraz będzie tylko lepiej. Dobra, lecę. Nie
siedź zbyt długo bo jutro zaczynamy pracować na pełnych obrotach. Pa!-
to powiedziawszy zamknęła drzwi.
-Cześć! - odkrzyknął i powrócił do sterty papierów walających się po biurku.
Chwilę później zadzwonił telefon. Spojrzał na wyświetlacz. Justyna. Z westchnieniem chwycił komórkę i odebrał połączenie.
Agata spojrzała przez wizjer. Marek. Oparła się o
drzwi przez chwilę zastanawiając się czy go wpuścić, aż w końcu
przekręciła zamek. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem po czym Przybysz
delikatnie skinęła głową i cofnęła się w głąb mieszkania, żeby wpuścić
gościa.
Ale fajne jest to opowiadanie... nie wiem o co ci chodzi z tym brakiem weny :) jet super ! Świetny pomysl z watkiem bartka i justyny ! :)
OdpowiedzUsuń