-Maja! – krzyknęła Agata.
Chciała do niej podejść, ale nie mogła się ruszyc. Marek tak samo tkwił w
miejscu. Patrzyli jak plama krwi się powiększa. Agacie łzy spływały po
policzkach. Nie wiedzieli co robic i wtedy drzwi kancelarii otworzyły się, i
wszedł nimi mężczyzna w czarnym garniturze, a za nim 5 uzbrojonych mężczyzn.
-Niech nikt się nie rusza! – krzyknął i ukląkł przy Mai. –
Maja, błagam, obudź się. – mówił.
Otworzyła oczy i uśmiechnęła.
-Nic, nic mi nie jest szefie. – powiedziała krztusząc się.
-Świetnie się spisałaś.
-Jak zawsze. – posłała mu uśmiech.
-Zaraz będzie karetka. Wytrzymaj. – powiedział. – Do auta z
nimi! – krzyknął.
-Spokojnie, nic mi nie będzie. – położyła mu dłoń na
ramieniu, a potem znowu zemdlała.
Wziął ją na ręce i już miał wychodzic, kiedy zdziwiona Agata
mu przerwała.
-Kim pan w ogóle jest?
-Robert Los, agent wywiadu. – odparł i wyszedł.
Agata z Markiem stali osłupieni i długo patrzyli na drzwi,
którymi wyszedł facet w garniturze.
***
Siedzieli na szpitalnym korytarzu i czekali na lekarza. Agata nerwowo strzelała palcami i mamrotała coś pod nosem. Marek próbował ją uspokoic, ale nie potrafił.
Siedzieli na szpitalnym korytarzu i czekali na lekarza. Agata nerwowo strzelała palcami i mamrotała coś pod nosem. Marek próbował ją uspokoic, ale nie potrafił.
-Gdybyś wtedy nie przyszedł, to nic by się nie stało. –
rzuciła.
Dębskiemu zrobiło się przykro, ale też był na siebie
wściekły, za to co się stało.
-Agata, proszę, skończ już. – odparł, a ona znowu się
rozpłakała.
Chciał ją przytulic, ale cały czas go odpychała, jakby go
nienawidziła. Wtedy z zaułku wyłonił się doktor. Mecenas Przybysz wystartowała
jak z petardy i już stała przy nim.
-Panie Doktorze, gdzie leży Maja Kanowicz? Co z nią? Czy
mogę ją zobaczyc? – mówiła tak szybko, że lekarz ledwo nadążał.
-A pani jest…? – zapytał.
-Kuzynką. – odpowiedziała.
-Pani Maja ma ranę postrzałową brzucha, ale jest silna. Jej
krew szybko krzepnie, więc gdy już tu dojechała wylew krwi zmalał. Myślę, że
obędzie się bez operacji. Jak na razie jest w dobrym stanie. Przebywa w
izolatce. Jeśli pani chce mogę panią tam zaprowadzic, ale ona ma już gościa. –
tłumaczył.
-Gościa? – pytała zdziwiona. – Tak, chcę się z nią zobaczyc.
-Zapraszam.
Szli korytarzem, aż doszli do małego pokoiku, z którego
dochodziły rozbawione głosy.
-Ale Robert z tymi bransoletkami, to był genialny pomysł. –
śmiała się. – Jak dobrze, że je zrobiłeś.
-No, ale to był twój pomysł i jak widzę wypalił. Połowa
zasług jest twoja.
-Połowa moja. – potrząsnęła mu czymś przed nosem, to chyba
była ta bransoletka. – Życie mi to uratowało. Już wykorzystałam swoją połowę.
-No, nie żartuj, ale nie musiałaś od razu go ciałem
zasłaniac. – powiedział. – Co ja bym zrobił bez najlepszej agentki.
-Nie przesadzaj. – chichotała. – Miałbyś już trupa, Marek
nie miał szans na przeżycie. Ten facet celował prosto w jego serce. – mówiła. –
Nie zapominaj, że to zawodowcy.
Agata weszła do środka i zwrócili głowy w jej stronę.
Zaskoczeni widokiem mężczyzny – mecenasi – nic nie powiedzieli.
-Agata. – powiedziała nastolatka. – Co ty tutaj robisz?
-Przyszłam zobaczyc co z tobą. Nawet nie wiesz jak mnie
nastraszyłaś. Po co takiego Marka ratowac. – tu się uśmiechnęła.
-Wolałabyś trupa? –
zapytała tajemniczo, Przybysz nic nie odpowiedziała.
-A on co tu robi? – pytała podenerwowana, spojrzała na faceta w garniturze.
-A on co tu robi? – pytała podenerwowana, spojrzała na faceta w garniturze.
-To Robert, ale wy się chyba nie znacie.
-Robert? – patrzyła na nią zdziwiona, mężczyzna mógł mieć
koło 40, a ona mówiła mu po imieniu.
-Znaczy mój szef. – rzuciła.
-To kim ty jesteś? – zapytał zaciekawiony Marek.
-Maja Kanowicz, moja najlepsza agentka wywiadu. – posłał jej
uśmiech.
-A mama już wie? – spojrzała na nią.
-Nie. – odparła. - Na razie jej nie mów. – zwróciła się do
Roberta.
-Nie przesadzaj, muszę jej powiedziec. Przecież jej córka
leży w szpitalu, ale spokojnie, powiem delikatnie. – uśmiechnął się i wyszedł.
-To może mi teraz wszystko wytłumaczysz? – patrzyła na nią
srogim wzrokiem.
-Może najpierw ty mi powiesz co tam nowego? – zerknęła na
Marka.
-Później, najpierw ty. O co chodzi z bransoletkami?
Podniosła rękę, zwisała z niej kolorowa bransoletka z
różnymi zawieszkami. Wyglądała trochę jak talizman.
-No więc, chodzi o to, że…Domcia
Fajne, nie moge się już doczekać dalszego ciągu ;)
OdpowiedzUsuńsuuper pisz dalej! :D
OdpowiedzUsuńDawaj juz dalej!!!!!
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie, mogłaby być już kolejna część :D
OdpowiedzUsuńOj, będzie chyba dzisiaj ;)) Ale najwcześniej wieczorem ;)
UsuńDomcia