-że jestem agentką. – wydusiła.
-To już wiem, choc i tak jestem zaskoczona. – odparła. – A o
co chodzi z resztą? Twoja wizyta? Bransoletki?
-Martwiłam się o ciebie, no więc szukałam tego nazwiska –
tak jak zeznałam w sądzie – Bitnera i wtedy znalazłam właśnie powiązanie z
Marczakiem. Z Robertem znam się od 3 lat. Więc jak mu o wszystkim powiedziałam,
to zbyt zachwycony nie był. – mówiła.
-O czym wszystkim? – zapytała.
-O moim planie. Chciałam przyjechac do ciebie i zobaczyc co
tu się dzieję. Pomóc ci z tym wszystkim tak żebyś wcale o tym nie wiedziała…
Dlatego zawsze wiedziałam co zrobic, spodziewałam się po Bitnerze wszystkiego.
– tłumaczyła. – Wtedy żartowałam sobie z Roberta, że nic mi nie będzie i w
ogóle. „Rzuciłam” takim pomysłem: „powinieneś mi zrobic takie bransoletki z
czujnikiem zawiadamiającym żebym w razie potrzeby mogła was zawiadomic.” Nie
wzięłam tego pomysłu na serio, a on tak. Dzień przed wyjazdem przyniósł mi to.
– pokazała po raz kolejny bransoletkę. – Zdziwiłam się, więc wytłumaczył mi do czego
jest. Ma w sobie nadajnik, dyktafon i do tego jeszcze przycisk z czujnikiem
zawiadamiającym. Dokładnie taka jak myślałam. A najdziwniejsze było to, że
wyglądała jak zwykła bransoletka, a gadżety ukryte były wewnątrz zawieszek, tak
samo jak przycisk. Mój szef to jednak geniusz. – uśmiechnęła się.
-A porwanie? A strzelanina? – pytała.
-Porwanie było prawdopodobne, tak samo jak strzelanina.
Przed porwaniem zamontowałam dyktafon u ciebie w gabinecie żebyś mogła mnie
znaleźć, no i jak się okazało, szybko zrozumiałaś o co chodzi. – odpowiadała. –
Strzelanina była czymś zupełnie odrębnym, spodziewałam się tego, że Bitner
będzie ci groził. Jak przyjechałam nie miałam pojęcia, że w gabinecie spotkam
tych dwóch „miłych” panów. Ale dobrze wiedziałam, że nic by ci nie zrobili. Nic
by się nie stało, gdyby nie Marek. – spojrzała na niego. – Jak tylko zobaczyłam
cię w gabinecie z tymi typami, to uruchomiłam nadajnik i urządzenie z tym
czujnikiem. Miałam wszystko pod kontrolą i wtedy wszedł niczego nieświadomy
Marek. Wystraszyłam się, bo on przecież nie był dla nich ważny, tak jak ty czy
ja… I jeszcze zobaczyłam jak do niego mierzy, prosto w serce i skoczyłam… -
urwała.
-I po co ci o było? – zapytał stojący w drzwiach Marek. – Po
co mnie ratowac? – odtwarzał słowa Agaty z wielkim smutkiem.
Maja to zauważyła.
-Bo byś zginął, a ja jestem tylko lekko ranna. – powiedziała.
-Bo byś zginął, a ja jestem tylko lekko ranna. – powiedziała.
-Lekko ranna?! – krzyknął. – Masz postrzałową ranę brzucha.
-Uwierz mi, Marek. Nie takie rzeczy już przeżywałam… -
odrzekła.
Nic nie odpowiedział, patrzył zdenerwowany na Agatę, to znów
na Maję, co nie umykało jej uwadze. Martwiły go jej słowa, nie wiedział co o
nich myślec.
-A może ty mi teraz opowiesz co nowego? – rzuciła
spoglądając na zaskoczoną minę Marka.
-Nic. – odparła krótko.
-Znowu mi będziesz kit wciskac?
-Nie. Muszę już iśc. Pa – poderwała się z krzesła.
-Nie tak szybko! – krzyknęła. – Chcę wiedziec co się dzieje.
-Może kiedy indziej. – kierowała się ku drzwiom.
-Uwierz mi Agata, ja nigdy nie odpuszczam. A potem będzie
jeszcze gorzej! – krzyknęła za nią. – I tak jak zwykle wszystko mi pięknie
wyśpiewasz. – zaśmiała się. – Powodzenia jutro na rozprawie!
Patrzyła jak wychodzą. Marek z zaskoczoną miną, a Agata
jakby nie chciała dożyc chwili, w której Maja ją przepyta. Uśmiechnęła się do
siebie, ułożyła głowę na poduszce i szybko zasnęła.
***
Wychodzili ze szpitala.
***
Wychodzili ze szpitala.
-O co chodziło Mai? – pytał Marek.
-O nic, o nic. – odpowiadała zdenerwowana.
-Dlaczego ona zawsze tak na mnie zerka, gdy cię o coś pyta?
– pytał.
-Bo ona wiedziała. – wydusiła.
-Co wiedziała? – naciskał.
-Że jesteś dla mnie ważny. – wykrztusiła.
Markowi oczy zabłyszczały, spojrzał na nią, a potem
delikatnie pocałował.
-Skoro wie, to czym się martwisz? – zapytał.
-Bo ona nie odpuszcza. Wyciągnie ze mnie wszystko. WSZYSTKO,
co tylko zechce. – głos jej się zatrząsł.
Marek spoważniał.
-Czyli naszą…? – nie dokończył.
-Tak. – powiedziała szybko.
-No, to chyba trzeba się martwic… - odparł.
-Tak, ale najważniejsza jest jutrzejsza rozprawa.
-Pamiętaj, pomogę Ci. – chwycił ją za rękę.
-Pamiętam. – ucałowała go.
Ruszyli szybkim krokiem w stronę samochodu Marka.
Zastanawiając się co przyniesie jutrzejszy dzień…
Domcia
Czekam na kontynuacje :)
OdpowiedzUsuń