czwartek, 9 maja 2013

Ósme cz.12

No i po długiej przerwie nareszcie jest ;)) Już za niedługo pewnie skończe to pisac ;)) Wstawiam w wielkim pośpiechu, za wszelkie literówki, przepraszam. Mam nadzieję, że sie spodoba :))

-że jestem agentką. – wydusiła.
-To już wiem, choc i tak jestem zaskoczona. – odparła. – A o co chodzi z resztą? Twoja wizyta? Bransoletki?
-Martwiłam się o ciebie, no więc szukałam tego nazwiska – tak jak zeznałam w sądzie – Bitnera i wtedy znalazłam właśnie powiązanie z Marczakiem. Z Robertem znam się od 3 lat. Więc jak mu o wszystkim powiedziałam, to zbyt zachwycony nie był. – mówiła.
-O czym wszystkim? – zapytała.
-O moim planie. Chciałam przyjechac do ciebie i zobaczyc co tu się dzieję. Pomóc ci z tym wszystkim tak żebyś wcale o tym nie wiedziała… Dlatego zawsze wiedziałam co zrobic, spodziewałam się po Bitnerze wszystkiego. – tłumaczyła. – Wtedy żartowałam sobie z Roberta, że nic mi nie będzie i w ogóle. „Rzuciłam” takim pomysłem: „powinieneś mi zrobic takie bransoletki z czujnikiem zawiadamiającym żebym w razie potrzeby mogła was zawiadomic.” Nie wzięłam tego pomysłu na serio, a on tak. Dzień przed wyjazdem przyniósł mi to. – pokazała po raz kolejny bransoletkę. – Zdziwiłam się, więc wytłumaczył mi do czego jest. Ma w sobie nadajnik, dyktafon i do tego jeszcze przycisk z czujnikiem zawiadamiającym. Dokładnie taka jak myślałam. A najdziwniejsze było to, że wyglądała jak zwykła bransoletka, a gadżety ukryte były wewnątrz zawieszek, tak samo jak przycisk. Mój szef to jednak geniusz. – uśmiechnęła się.
-A porwanie? A strzelanina? – pytała.
-Porwanie było prawdopodobne, tak samo jak strzelanina. Przed porwaniem zamontowałam dyktafon u ciebie w gabinecie żebyś mogła mnie znaleźć, no i jak się okazało, szybko zrozumiałaś o co chodzi. – odpowiadała. – Strzelanina była czymś zupełnie odrębnym, spodziewałam się tego, że Bitner będzie ci groził. Jak przyjechałam nie miałam pojęcia, że w gabinecie spotkam tych dwóch „miłych” panów. Ale dobrze wiedziałam, że nic by ci nie zrobili. Nic by się nie stało, gdyby nie Marek. – spojrzała na niego. – Jak tylko zobaczyłam cię w gabinecie z tymi typami, to uruchomiłam nadajnik i urządzenie z tym czujnikiem. Miałam wszystko pod kontrolą i wtedy wszedł niczego nieświadomy Marek. Wystraszyłam się, bo on przecież nie był dla nich ważny, tak jak ty czy ja… I jeszcze zobaczyłam jak do niego mierzy, prosto w serce i skoczyłam… - urwała.
-I po co ci o było? – zapytał stojący w drzwiach Marek. – Po co mnie ratowac? – odtwarzał słowa Agaty z wielkim smutkiem.
Maja to zauważyła.
-Bo byś zginął, a ja jestem tylko lekko ranna. – powiedziała.
-Lekko ranna?! – krzyknął. – Masz postrzałową ranę brzucha.
-Uwierz mi, Marek. Nie takie rzeczy już przeżywałam… - odrzekła.
Nic nie odpowiedział, patrzył zdenerwowany na Agatę, to znów na Maję, co nie umykało jej uwadze. Martwiły go jej słowa, nie wiedział co o nich myślec.
-A może ty mi teraz opowiesz co nowego? – rzuciła spoglądając na zaskoczoną minę Marka.
-Nic. – odparła krótko.
-Znowu mi będziesz kit wciskac?
-Nie. Muszę już iśc. Pa – poderwała się z krzesła.
-Nie tak szybko! – krzyknęła. – Chcę wiedziec co się dzieje.
-Może kiedy indziej. – kierowała się ku drzwiom.
-Uwierz mi Agata, ja nigdy nie odpuszczam. A potem będzie jeszcze gorzej! – krzyknęła za nią. – I tak jak zwykle wszystko mi pięknie wyśpiewasz. – zaśmiała się. – Powodzenia jutro na rozprawie!
Patrzyła jak wychodzą. Marek z zaskoczoną miną, a Agata jakby nie chciała dożyc chwili, w której Maja ją przepyta. Uśmiechnęła się do siebie, ułożyła głowę na poduszce i szybko zasnęła.

***

Wychodzili ze szpitala.
-O co chodziło Mai? – pytał Marek.
-O nic, o nic. – odpowiadała zdenerwowana.
-Dlaczego ona zawsze tak na mnie zerka, gdy cię o coś pyta? – pytał.
-Bo ona wiedziała. – wydusiła.
-Co wiedziała? – naciskał.
-Że jesteś dla mnie ważny. – wykrztusiła.
Markowi oczy zabłyszczały, spojrzał na nią, a potem delikatnie pocałował.
-Skoro wie, to czym się martwisz? – zapytał.
-Bo ona nie odpuszcza. Wyciągnie ze mnie wszystko. WSZYSTKO, co tylko zechce. – głos jej się zatrząsł.
Marek spoważniał.
-Czyli naszą…? – nie dokończył.
-Tak. – powiedziała szybko.
-No, to chyba trzeba się martwic… - odparł.
-Tak, ale najważniejsza jest jutrzejsza rozprawa.
-Pamiętaj, pomogę Ci. – chwycił ją za rękę.
-Pamiętam. – ucałowała go.
Ruszyli szybkim krokiem w stronę samochodu Marka. Zastanawiając się co przyniesie jutrzejszy dzień…

Domcia


1 komentarz: